Trudne jest życie kibica TEXOM Sokoła Sieniawa. Drużyna która jeszcze niedawno biła się o awans do 2 ligi, będzie zimować na 14. miejscu z niewielką przewagą nad Wisłą Sandomierz, która otwiera grupę zagrożoną spadkiem. Klub z powiatu przeworskiego czeka dużo pracy w przerwie zimowej.
biskup Tadeusz Pieronek Każda wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki jest dla Polski wielkim, ale już nie tak rzadkim wydarzeniem. Wielkim, bo to przywódca wielkiego, przyjaznego nam państwa, w którym żyją miliony naszych rodaków, a które również odgrywa kluczową rolę w polityce międzynarodowej. Nie tak rzadkim, ponieważ od 1972 roku, urzędujący prezydenci USA, łącznie z obecną wizytą prezydenta Donalda Trumpa, przebywali w Polsce czternaście razy. W 1972 roku gościł w Polsce prezydent Richard Nixon, w 1975 r. prezydent Gerald Ford, w latach 1989 i 1992 prezydent George Bush, w 1994 i 1997 roku prezydent Bill Clinton, w 2001, 2003 i w 2007 r. prezydent George W. Bush, w 2011, 2014 i 2016 r. prezydent Barack Obama i w 2017 r. prezydent Donald Trump. Każda z tych wizyt dotyczyła spraw gospodarczych i politycznych. Pierwsza z nich przyniosła Polsce możliwość skorzystania z amerykańskich kredytów, które pozwoliły nieco poprawić stan polskiej gospodarki, zwłaszcza pod rządami Edwarda Gierka, a ostatnia zapewne umocni bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO w Europie. Wprawdzie grupa wojsk amerykańskich już stacjonuje w Polsce, to jednak, jeżeliby trzeba stawić czoła agresji ze Wschodu, ta garstka, nie miałaby szans na jej powstrzymanie. Polskie władze liczą na ściślejszą współpracę z USA i na wynikające z niej korzyści. Na pierwszym miejscu, jak podaje prasa, chodzi o bezpieczeństwo Polski, co można osiągnąć skłaniając prezydenta Trumpa do zapewnienia wieloletniej obecności poważniejszej ilości wojsk amerykańskich w Polsce, i o możliwość zakupu dla polskiej armii nowoczesnego uzbrojenia. Równie ważne jest bezpieczeństwo energetyczne, czyli wynegocjowanie długoterminowej dostawy gazu ze Stanów Zjednoczonych. Pierwsza taka dostawa amerykańskiego gazu LNG miała miejsce w początkach czerwca tego roku. Wprawdzie ten gaz nie będzie tańszy, ale za to jego dostawa nie będzie uzależniona od polityki. Można się domyślać, że w rozmowach z prezydentem Trumpem polski prezydent lub polscy ministrowie poruszyli sprawę katastrofy pod Smoleńskiem i szukali wsparcia oraz wywarcia nacisków na Rosję, by oddała wrak tupolewa. Wobec tak szerokich oczekiwań ze strony polskiej w stosunku do amerykańskiego prezydenta, chciałoby się wiedzieć, co Polska ma do zaoferowania Ameryce? Minister spraw zagranicznych sugeruje, że Polska może się bardziej zaangażować w wojnę z tzw. Państwem Islamskim, może także wznowić udział polskich żołnierzy w pokojowych misjach ONZ. Wygląda na to, że my znowu chcemy przelewać krew „za wolność naszą i waszą!”. Podczas tej krótkiej wizyty w Warszawie prezydent Trump pozdrowił publicznie Lecha Wałęsę, dziś spychanego przez polskie władze na margines, ale znanego i cenionego w całym świecie przywódcę „Solidarności”. W spotkaniu z prezydentem Trumpem wzięli udział liderzy państw Trójmorza, czyli dwunastu państw, leżących między Morzem Bałtyckim, Morzem Czarnym i Adriatykiem. Chodzi o Bułgarię, Chorwację, Czechy, Estonię, Litwę, Łotwę, Polskę, Rumunię, Serbię, Słowację, Słowenię i Węgry. Ta grupa państw od pewnego czasu stara się zbliżyć ze sobą, tworząc formację państw o wspólnych interesach, która jako całość mogłaby odegrać większą rolę międzynarodową, przynajmniej w Unii Europejskiej, niż poszczególni jej członkowie, ale upłynie jeszcze sporo wody, zanim się zrozumieją i zjednoczą. Wielka wizyta, piękne przyjęcie Gościa, wielkie oczekiwania, sukces rządzących i co dalej? Wydaje się, że z tej wielkiej chmury, spadnie mały deszcz. Obym się mylił.
Kolejny wspólny występ Szwedów, kolejna noc, o której nikt za chwilę nie będzie pamiętał. Z innego jednak założenia wyszła dwójka użytkowników popularnego Reddita, będących uczestnikami imprezy z udziałem obu artystów. Słowo przeciwko słowu, jedna wersja zdarzania przeciwko drugiej. I bądź tu człowieku mądry. Jednak po
Kolejny gotowy i opłacony projekt miejskiej inwestycji idzie do kosza. Najpierw kielecki ratusz zerwał współpracę z projektantem, który opracował koncepcję rewitalizacji Doliny Silnicy, teraz czas na palmiarnię, która miała stanąć na terenie ogrodu botanicznego w konkurs na opracowanie koncepcji budowy ogrodu botanicznego wraz z palmiarnią został rozstrzygnięty na początku sierpnia 2005 roku. Zwycięski projekt opracowali architekci Marcin Kamiński i Bartosz Bojarowicz, a miasto wydało na ten cel milion Hejduk, dyrektor Geonatury Kielce informuje, że sama palmiarnia, 15 lat temu, miała kosztować 70 mln zł, obecnie jej koszt byłby znacznie wyższy. W związku z tym musi powstać nowy projekt.– W obecnej sytuacji te 70 mln należy pomnożyć przez trzy lub cztery, co daje wynik prawie ćwierć miliarda złotych. W projekcie te obiekty były tak rozbudowane i skomplikowane, że z punktu widzenia ekonomii, kompletnie nie przystają do naszych czasów. Zmieniła się również powierzchnia, więc i tak musimy robić wszystko od nowa. Z pewnością musimy podejść do tej inwestycji racjonalnie, by w przyszłości palmiarnia nie generowała dodatkowych dużych kosztów. W związku z tym musi powstać nowy projekt – mówi oczekuje teraz na dofinansowanie całej inwestycji z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Świętokrzyskiego na lata 2021-2027. Na ten cel przewidziano 33 mln zł, co oznacza, że projektanci będą mieć dużo mniejsze pole do popisu niż ich poprzednicy, a sama palmiarnia będzie znacznie skromniejsza.– To nie może być tak, że ktoś nam zaoferuje projekt na palmiarnię, której budowa wyniesie 100 mln zł, bo będzie to niemożliwe do zrealizowania. Musimy wybierać tylko te propozycje, które zmieszczą się w kwocie 30 mln zł, by mieć zapas na nieprzewidziane wydatki związane z inwestycją.– Na przygotowanie koncepcji palmiarni mamy przeznaczone 150 tys. zł i kolejne 150 tys. zł na dodatkowy projekt geoparkowy. Te dokumenty będą podstawą do przygotowania wniosku o dofinansowanie. Z racji tego, że jesteśmy na liście projektów kluczowych w nowej perspektywie unijnej, jesteśmy prawie pewni, że te pieniądze otrzymamy – dodaje Mirosław Suchański, przewodniczący klubu Bezpartyjni i Niezależni twierdzi, że taka sytuacja jest przykładem braku strategii działania ze strony prezydenta miasta.– Władze miasta podejmują pewne decyzje zbyt pochopnie. Jak była modna Dolina Silnicy to mówiło się o rewitalizacji Doliny Silnicy, choć prezydent nie patrzy na konsekwencję swoich poprzednich poczynań. Taka sama sytuacja jest z palmiarnią. Projekt jest przygotowany od wielu lat i szkoda, że przez ten czas nie udało się go wdrożyć go w życie, ponieważ teraz rosną ceny nie tylko materiałów budowlanych, ale i jak w tym roku miasto nie wykorzystało 80 mln zł na remonty dróg, zapewne te pieniądze, które zostały przeniesione na kolejny rok już nie wystarczą na ich realizację – wyjaśnia Stępniewski, radny z klubu Prawa i Sprawiedliwości uważa, że władze miasta powinny dostosować cele do swoich możliwości.– Wszelkie zlecone dokumentacje, którymi dysponuje miasto powinny być realizowane, by te pieniądze nie przepadały. Jednak w przypadku palmiarni, projekt opiewa na bardzo dużą kwotę i miasto mogłoby mieć problem nie tylko z samym wybudowaniem obiektu, ale i jego utrzymaniem. Zauważam również, że jest wiele dokumentacji, które zamiast być realizowane, trzymane są w szufladach i mam nadzieję, że z biegiem czasu ta sytuacja się poprawi, bo przecież chodzi o duże pieniądze – komentuje Marcin na opracowanie projektu palmiarni w kieleckim ogrodzie botanicznym ma zostać ogłoszony w 2022 roku.
Rok rządów – z trzymiesięczną przymusową przerwą w związku z zarzutem kłamstwa lustracyjnego – Zyty Gilowskiej nad polską gospodarką można podsumować jednym zdaniem: z wielkiej
Zamieszczone przez Edek07 Czy powołując spółkę nie można było rozwiązać stowarzyszenia? To jest niezwykle ciekawe pytanie - prowokujące do przybliżenia choćby w kilku zdaniach okoliczności powstania spółki. Podkreślam w kilku zdaniach, bowiem ten okres (tj. nieszczęsna Szlaka z Pectusem i kabaretem, później śmierć Tomka, okres PO, powstanie spółki i okres do przejęcia praw) pewnie mógłbym opisywać przytaczając wręcz dialogi bardzo, bardzo długo. Nim o samym powstaniu spółki i próbie odpowiedzi na postawione pytanie, krótka (bo docelowo wymagająca przytoczenia wielu faktów) odpowiedź o genezę tzw. konfliktu w ramach stowarzyszenia. Jak pewnie w każdej organizacji bywa gdy pewne osoby sprawują władzę to naturalnym jest, że powstanie opozycja. Opozycji nie podoba się zazwyczaj wiele, oskarżeń pada wiele, insynuacji, itp. Najczęściej jednak atak bywa personalny, to personalia komuś nie pasują, a przecież powiedzenie mówi: "dajcie mi człowieka to znajdę na niego paragraf". Podobnie było w Poznańskim Stowarzyszeniu Żużlowym i to prawie od samego początku powstania, a będąc precyzyjniej od istotnego rozszerzenia składu osobowego w latach 2005 i 2006. Upraszczając (ale nie przekłamując) należy członków Stowarzyszenia od wspomnianych lat podzielić na tych związanych z Tomkiem Wójtowiczem i jego najbliższymi współpracownikami, na grupę neutralną (najczęściej to były osoby pracujące przy organizacji zawodów, dla których liczył się tylko żużel i nic poza nim) oraz tzw. opozycję, swego czasu zwaną "dwunastką". Te grupy, ich składy osobowe bywały płynne, niemniej trzon zawsze pozostawał ten sam. Relacje między "władzą" a opozycją także bywały różne, raz było ostro, raz współpracowano składnie, niemniej wzajemna nieufność pozostawała chyba zawsze, a w niektórych jednostkach była nad wyraz mocno zakorzeniona. O czym warto wspomnieć (choć to także osobna dłuższa opowieść), bo to chyba fakt nieznany - tzw. opozycja podejmowała próby obalenia zarządu, by wspomnieć sytuację gdy przed jednym z Walnych Zebrań Członków dopuszczono się wręcz szantażu, pokazując niby obciążające nas dokumenty księgowe, przedstawiając osobę nowego prezesa i oczekując natychmiastowej rezygnacji Tomka i mojej. Ale to inna historia, wielowątkowa, do której kiedyś może będzie okazja wrócić. W każdym jednak razie ten podział istniał (choć zawsze większość miała opcja "PRO Wójtowicz"), powodując wiele razy mniejsze lub większe zgrzyty i konflikty. Ten podział istniał także przed śmiercią Tomka. Tomek umarł 13 października 2009 r. Ta śmierć - tak nagła i niespodziewana wywołała totalny amok, w szczególności u tych, którzy zaliczali się do przyjaciół i bliskich znajomych/współpracowników Tomka. Tak naprawdę przez pierwszy tydzień nikt nie myślał co dalej z PSŻ, co dalej z żużlem w Poznaniu... Ale przyszedł moment gdy trzeba było uderzyć w stół i powiedzieć: Panowie, co dalej?! Myślę, że to miało miejsce po pogrzebie, na pewno po 20 października. 4 listopada upływał termin licencyjny, a czasu na działanie nie było wiele. Sytuacja finansowa (bo to zawsze był największy problem) nie była różowa, mimo iż był to rok, w którym miasto dofinansowało stowarzyszenie dodatkowym milionem złotych. W tamym czasie (po 20 października) wymagalne zobowiązania wynosiły podajże około 800-900 tys. zł, niemniej jeszcze jedna rata z miasta miała trafić na konto stowarzyszenia. W każdym jednak razie długi były pokaźne (ich geneza, data powstania, przyczyny rolowania przez lata, itp. - to także osobna historia), a koncepcji na pozyskanie finansowania nie było wcześniej przygotowanych i wypracowanych, które należałoby tylko wdrożyć (w latach wcześniejszych zawsze pożyczką ratował klub Pan Wiencek, niemniej już wcześniej w 2009 zapowiedział, że po tamtym sezonie na jego osobę w zakresie pożyczki liczyć nie można). Zarząd sam w sobie także funkcjonował okrojony, nie było Tomka, ale też drugi wiceprezes (a po powstaniu spółki - prezes stowarzyszenia) zawiesił (choć nie miał ku temu żadnych podstaw prawnych!) kilka tygodni wcześniej swoją działalność w zarządzie. Muszę to napisać (choć to dziwnie pewnie zabrzmi), ale to ja na swoje barki wziąłem wtedy misję ratowania żużla dla Poznania organizując spotkania osób zainteresowanych uratowaniem PSŻ. Tutaj chcąc być szczerym wobec wszystkich muszę wspomnieć, że być może ta lista uczestników nie była kompletna, niemniej z pewnością mentalnie odpowiednia, tj. były to osoby, które były najbliżej Tomka, które chciały ratować żużel, by ta śmierć nie była na marne! Być może źle to dziś brzmi (górnolotnie), ale proszę mi wierzyć - gdyby ktoś wtedy zapytał kogokolwiek z tamtego grona dlaczego to robi, usłyszałby, że dla Tomka. Innymi słowy do stołu usiadły osoby, które nie marnowały czasu na przepychanki, negocjacje między sobą, a na ustalaniu konkretów co do przyszłości żużla w Poznaniu. Muszę także napisać, że opozycja (jak też zawieszony przez siebie wiceprezes) nie wykazała się żadną inicjatywą, nie wykonała ŻADNYCH kroków by ratować PSŻ, żadnego kontaktu nie podjęła, by choćby się dowiedzieć czy ktoś będzie coś z tym żużlem robił czy nie. Tylko nadmienię (bo to także dłuższa opowieść), że rozważana wtedy była koncepcja by nie ratować I - ligowego klubu, a zacząć wszystko od zera w II lidze, ale upadła, z w/w motywacji ("by ta śmierć nie poszła na marne"). W każdym razie w toku dyskusji przeważał pogląd, że nikt nie wyłoży/nie pożyczy pieniędzy stowarzyszeniu, bo to ... stowarzyszenie. Wypracowana została natomiast koncepcja by powołać do życia spółkę prawa handlowego, do której wspólnicy wnieśliby kapitał, którym to kapitałem udzielono by pomocy Stowarzyszeniu. Myśleliśmy o Spółce Akcyjnej, niemniej po analizie kosztów funkcjonowania (zwłaszcza w początkowym okresie) zapadła decyzja by była do Sp. z Tutaj muszę podkreślić jedną, niezwykle ważną rzecz (szerzej kiedyś do tego wrócę): Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością nigdy NIE była moim CELEM jako forma organizacyjna klubu żużlowego, miała być TYLKO POTENCJALNIE środkiem (szybkim i tanim) do powołania (w drodze przekształcenia) spółki akcyjnej, która miała docelowo zarządzać PSŻ. To, że do tego nie doszło - jak napisałem, inna historia. 3 listopada powstała więc PSŻ Sp. z 3 i 4 listopada wspólnicy wpłacili kapitał, a 4 listopada spółka podpisała umowy z zawodnikami stowarzyszenia kupując wierzytelności, które mieli w stosunku do stowarzyszenia. Ten krok powodował jedno: Stowarzyszenie po raz pierwszy w historii w terminie licencyjnym nie miało zobowiązań w stosunku do zawodników i PIERWSZY RAZ w historii otrzymaliśmy bezwarunkową licencję na starty w I lidze!! Tutaj (dla osób mniej zorientowanych): w tamtym okresie, tj. 3-5 listopada występowałem (nie tylko ja zresztą) w dwóch rolach, tj. z jednej strony reprezentowałem spółkę, która miała pieniadze by uratować żużel w Poznaniu (a podkreślam: nikt innych koncepcji nie zgłosił, inne pomysły finansowania się nie pojawiły), z drugiej zaś po oddłużeniu (w stosunku do zawodników) stowarzyszenia - przygotowałem w imieniu stowarzyszenia komplet dokumentów, który pozwolił uzyskać w/w bezwarunkową licencję. To były bezsprzecznie najtrudniejsze dni w moim przekonaniu w historii tego klubu, biorąc pod uwagę liczbę operacji i dokumentów, które musiały powstać i ten ciężar, który z jednej strony motywował a z drugiej dołował - brak Tomka... Wtedy też w mediach pojawiła się informacja o powstaniu PSŻ Sp. z Komunikat z naszej strony jako spółki był dość precyzyjny, tj. spłaciliśmy długi stowarzyszenia i złożymy propozycję stowarzyszeniu nabycia od niego praw do rozgrywek I ligi. Osoby z dłuższym stażem na forum doskonale pamiętają co się wtedy za burza rozpętała na forum. Nagle ożyła opozycja, nagle miała najwięcej do powiedzenia, nagle zaczęło jej zależeć na PSŻ i nagle niby miała koncepcje na ratowanie klubu. Rzecz jasna mi oberwało się najmocniej, zarzuty o "prywacie Górznego" należały do najprzyjemniejszych Komisja Rewizyjna Stowarzyszenia zwołała w trybie pilnym spotkanie członków klubu, na którym reprezentowałem spółkę. Dyskusja była burzliwa, choć mimo wszystko konstruktywna. Dlaczego taka burza się rozpętała? Diagnoza jest prosta jak drut! Pewne osoby uświadomiły sobie, że swoją biernością po śmierci Tomka i tym, że nie "załapały się" do spółki, mogą utracić realny wpływ na funkcjonowanie klubu ligowego, powód do wypinania piersi tu i ówdzie, a jakże! Nie ma sensu w tym miejscu przytaczać tejże dyskusji, istotne z punktu widzenia przemian jest deklaracja, którą wtedy wypowiedziałem (a świadków mam pewnie z 40). Po pierwsze poinformowałem, że zarząd stowarzyszenia, którego byłem nadal wiceprezesem nie podejmie żadnych kroków (choćby mógł) dotyczących rozporządzenia prawem do I ligi bez zgody Walnego Zebrania Członków Po drugie - Spółka złoży Stowarzyszeniu (jego najwyższej władzy, tj. Walnemu) propozycję odpłatnego przekazania praw do udziału w rozgrywkach I ligi żużlowej Po trzecie - zarząd stowarzyszenia zwoła za około 3 tygodnie (od daty spotkania zorganizowanego przez Komisję Rewizyjną) Nadzwyczajne Walne Zebranie Członków PSŻ, którego przedmiotem obrad będzie propozycja złożona przez spółkę Po czwarte - (NIEZWYKLE WAŻNE!) Poinformowałem, że spółka NIE MA presji by te prawa nabyć! Jeżeli pozostali członkowie stowarzyszenia mają koncepcję jak dalej można w ramach Stowarzyszenia startować w rozgrywkach I ligi, to mają jeszcze 3 tygodnie (+dodatkowe 4 od śmierci Tomka) by pomysł sprecyzować i na nadzwyczajnym walnym go przedstawić i nie wyrazić zgody w głosowaniu na nabycie praw przez Spółkę. Po piąte - w przypadku znalezienia przez pozostałych członków stowarzyszenia koncepcji na finansowanie w sezonie 2010 drużyny w I lidze (i tym samym odrzuceniu propozycji spółki), deklaruję, że Spółka rozłoży spłatę zobowiązania stowarzyszenia w stosunku do niej na dowolne i korzystne, nieoprocentowane raty Po szóste - poinformowałem, że niezależnie od decyzji Nadzwyczajnego Walnego (czy przyjmie ofertę spółki czy też nie) w drugiej połowie grudnia zwołane zostanie Zwyczajne Walne, na którym podsumujemy rok 2009 a członkowie zarządu stowarzyszenia, którzy są równocześnie udziałowcami spółki złożą rezygnację z zajmowanych stanowisk w stowarzyszeniu (co faktycznie zrobiliśmy). Innymi słowy stan faktyczny wyglądał tak: Stowarzyszenie nie miało długów w stosunku do zawodników, miało bezwarunkową licencję i wszystkie karty w swoim ręku, bowiem to od decyzji Walnego miało zależeć kto pojedzie w sezonie 2010 w I lidze. Walne, które po rzeczonych 3 tygodniach się odbyło nie przyniosło ŻADNYCH pomysłów ze strony członków stowarzyszenia. Dyskusja skupiła się na tym co stowarzyszenie z tego (przekazania) mieć będzie i ewentualnie na personalnym ataku na ludzi ze spółki, natomiast kontrpropozycji jak utrzymać I ligę w ramach stowarzyszenia nie uświadczyliśmy. Suma summarum - większością około 90% członkowie stowarzyszenia zadecydowali o odpłatnym przekazaniu praw do rozgrywek i innych praw majątkowych i niemajątkowych PSŻ Sp. z (warto wspomnieć, że za kwotę nie mniejszą niż 400 000 zł, bo ta kwota będzie jeszcze istotną rolę odgrywała. Uff... Tyle tytułem wstępu (choć kilka pewnie istotnych aspektów pominąłem). Teraz odpowiadając na postawione pytanie: Czy powołując spółkę nie można było rozwiązać stowarzyszenia? Decyzja w tym zakresie należała do najwyższych władz Stowarzyszenia, tj. Walnego. Szczerze powiedziawszy nie widziałem wtedy takiej potrzeby (choć dziś są osoby, które mają mi to za złe), raczej wierząc w możliwość mimo wszystko współpracy. Moja wizja Stowarzyszenia (którą zresztą zgłaszałem i na spotkaniu, które Komisja Rewizyjna organizowała i na Nadzwyczajnym Walnym) szła w kierunku organizacji (współpracującej blisko ze spółką), która: a. skupia osoby (członków) zaangażowane przy organizacji imprez sportowych organizowanych przez Spółkę (bo jako takiego członkostwa w ramach spółki prawa handlowego nie ma), nawet z tego tytułu pobierając stosowne opłaty (dla swoich członków) b. organizuje (przy wsparciu materialnym Spółki) szkolenie młodzieży c. startuje w rozgrywkach młodzieżowych (Mistrzostwa Wielkopolski, MDMP) - przy okazji organizując te zawody d. pozyskuje środki z jednostek samorządu terytorialnego na szkolenie młodzieży oraz np. na organizację imprez edukacyjnych (choćby środki funduszu na wychowanie w trzeźwości) e. jest Organizacją Pożytku Publicznego i ma możliwość finansowania z 1% podatków (a grono potencjalnych darczyńców naprawdę spore, bowiem komunikować ten fakt i zachęcać do wsparcia miała spółka za pośrednictwem swoich kanałów - choćby rozgrywki ligowe) f. docelowo zostanie jednym z akcjonariuszy spółki akcyjnej, w którą PSŻ Sp. z miała zostać przekształcona. Tak ja tą współpracę widziałem i takiej jej chciałem. Dlaczego się nie udało? To już inna historia, teraz tylko jeden z aspektów. Wspomniałem w poprzednim wpisie, że będzie także o moich porażkach. Taka miała miejsce w drugiej połowie grudnia 2009 r. Pisałem już o tym, że zwołaliśmy w grudniu także Walne Zwyczajne, na którym zgodnie z zapowiedzią złożyliśmy (wspólnicy ze spółki) rezygnację z zajmowanych stanowisk w zarządzie PSŻ Stowarzyszenia. Jedynym członkiem zarządu, który nie podał się do dymisji był wiceprezes Pan Wiesław Lech. Koniecznością było uzupełnienie składu osobowego zarządu o 4 osoby. Jak zawsze i w różnych organizacjach zawsze wyborów pilnowałem, jak zawsze miałem wszystko odpowiednio poukładane by wyniki nie były zaskoczeniem, to wtedy albo przez zbyt dużo obowiązków, albo przez zaniechanie, albo też nie doceniając istoty sprawy, pierwszy raz nie byłem wierny zasadzie, którą kiedyś ktoś mądry mi przekazał, a brzmiącej: "demokracja, która nie jest poukładana nie jest demokracją, a totalną anarchią". Być może liczyłem, że wybory niezależnie jak się rozstrzygną i jaki zarząd wyłonią, w tych nowych realiach (brak ligi dla stowarzyszenia) nie będą jednak miały istotnego wpływu na funkcjonowanie klubu żużlowego. W tych wyborach większość w nowym zarządzie finalnie uzyskały osoby z tzw. opozycji, o której pisałem na wstępie. Co prawda w okresie mojego prezesowania w spółce współpracowaliśmy, dużo rozmawialiśmy i często kompromis udawało nam się wypracować, niemniej (i druga strona powie pewnie to samo) była to trudna i ciężka współpraca. A w sytuacji, w jakiej wtedy się znajdował żużel poznański (nieważne czy spółkowy czy stowarzyszeniowy) była potrzeba by obie organizacje patrzyły na ten żużel jako na wspólne dobro, które razem ale i każda z osobna stara się w ramach swoich możliwości pielęgnować i rozwijać. Tymczasem odnosiło się wrażenie, że osiągany kompromis, nawiązywana współpraca była złem koniecznym... Z perspektywy czasu mam o te wybory wtedy w grudniu 2009 r. do siebie duży żal, bowiem należało jednak do końca mieć nad wszystkim kontrolę i poukładać te wybory pod siebie (czytaj: pod bezkolizyjną współpracę). Na zdrowy rozum, jeśli zostało w nim tak niewiele osób, które znasz, Darku, to nie powinno wśród nich być zbyt wielu, którzy pałają do Ciebie wspomnianą nienawiścią. Może opowiem tak: ZNAM wszystkich członków zarządu Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego ktoś mógłby odradzić przystąpienie teraz do stowarzyszenia? Bartku, Jeżeli masz ochotę i czas to działaj! Jestem ostatnią osobą, która by cokolwiek odradzała lub zniechęcała do działania. Jeżeli możesz (a wiem, że akurat Ty możesz swoją osobą i osobowością) wnieść dużo dobrego do tej organizacji to się nawet nie zastanawiaj i działaj! Dla dobra sportu żużlowego w Poznaniu niech się im uda, a jak z Twoją pomocą to tym lepiej! Tutaj prywatne opinie (w tym moje wspomnienia) nie mogą wpływać na sprawy istotniejsze. Choć szczerze powiedziawszy - będzie im bardzo ciężko wystartować, ze względu na sytuację ze stadionem, ale o tym i o przyczynach obecnych i niedawnych (spółki) problemów, innym razem, bo tutaj też nic nie dzieje się bez przyczyny. Ostatnio edytowane przez darkness ; 17-01-2012 o 02:17 pozdrawiam Dariusz Górzny
Z wielkiej chmury mały deszcz 5. Człowiek uczy się na błędach 6. Co mato wisieć, nie utonie Tekst: bajka o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła
„Z dużej chmury mały deszcz” mówimy, gdy konsekwencje czegoś okazują się dużo mniejsze, niż się spodziewaliśmy, wynik czegoś jest niewspółmiernie mały w stosunku do oczekiwanego. Przykłady użycia: Tak krzyczała, wrzeszczała i co, nie dostałeś zadnej kary? Z dużej chmury mały deszcz. Zapowiadany hit kolejki zakończył się bezbramkowym remisem – z dużej chmury mały deszcz. Zobacz również - co znaczy
Co z tą deszczówką, czyli z dużej chmury mały deszcz 10/03/2023 13:51 redaktor desczówka , Opole Na co idą pieniądze z opłat za deszczówkę – pytali na konferencji prasowej radni Michał Nowak i Małgorzata Wilkos z klubu PiS.
Unia Europejska zagroziła zerwaniem rozmów z Rosją, jeśli nie wycofa swych wojsk z Gruzji. Niewiele jednak wskazuje, aby Rosja przejmowała się tymi groźbami. Rezultaty specjalnego spotkania w Brukseli w sprawie Rosji nie są imponujące. Unia nie wprowadzi sankcji wobec Moskwy, ale zagroziła jej konsekwencjami w przyszłości. Kierujący pracami Unii prezydent Francji Nicolas Sarkozy zapowiedział, że sprawdzianem dobrych intencji Moskwy będzie wypełnienie przez nią postanowień sześciopunktowego planu pokojowego. Ma w tej sprawie wkrótce rozmawiać z przywódcami Rosji i Gruzji. Wyjdą, nie wyjdą? Najważniejsze punkty unijnego planu to żądanie wycofania wszystkich wojsk rosyjskich z terytorium Gruzji. Nikt oczywiście w Brukseli nie rozważał uznania suwerenności obu zbuntowanych państewek. Rosji zresztą także na tym nie zależy. Ale jednocześnie w czasie szczytu milcząco przyjęto do wiadomości, że w Południowej Osetii i Abchazji wojska rosyjskie mogą stacjonować. Oznacza to faktyczną zgodę na podział Gruzji, co było zasadniczym celem Kremla, gdy zaczynał wojenne operacje na Południowym Kaukazie. Prawdę mówiąc, Unia miała niewielkie szanse, aby zmienić ten stan rzeczy. Sądzę, że Moskwa jeszcze długo będzie się targowała, zanim wycofa swe wojska z kilku strategicznych punktów jak miasto Gori czy port w Poti. Ważne, że Unia zadeklarowała gotowość zwiększenia swej obecności na Kaukazie, zarówno w ramach międzynarodowej misji obserwacyjnej OBWE w Południowej Osetii, jak i Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony. Jednak zabrakło już odwagi, aby przynajmniej zasugerować Rosji zastąpienie jej oddziałów w strefie buforowej przez siły międzynarodowe. Partnerstwo dla Wschodu Większe szanse ma teraz wspierane od dawna przez Polskę tzw. partnerstwo wschodnie, czyli systemowa obecność Unii na obszarach republik postradzieckich, a zwłaszcza w Gruzji, Mołdawii oraz na Ukrainie. Do grudnia mają być przedstawione konkretne rozwiązania w tej sprawie. Jeśli do tego dojdzie, będzie to trwałe osiągnięcie tego szczytu; podobnie jak konkretna pomoc gospodarcza, jaką obiecano Gruzji. Ważne będą ułatwienia wizowe dla Gruzinów. W chwili obecnej bowiem mieszkańcy zbuntowanych republik, jako obywatele Federacji Rosyjskiej, mogą korzystać ze znacznie większych udogodnień wizowych z kontaktach z Unią aniżeli Gruzini. Czekając na Obamę Znając układ sił i interesów Unii i Rosji, na więcej nie należało liczyć. Nawet najwięksi sojusznicy Putina i Miedwiediewa byli zgodni, że Kreml, uznając suwerenność Południowej Osetii i Abchazji, posunął się za daleko. Najważniejsze decyzje odłożono do listopada br., kiedy w Nicei ma obradować specjalny szczyt NATO–Rosja. Sądzić jednak wypada, że czynnikiem naprawdę rozstrzygającym o dalszym biegu wydarzeń będzie dopiero wynik prezydenckich wyborów w USA. Rosja nie kryje, że czeka na zwycięstwo Baracka Obamy. Liczy, że mało doświadczony w sprawach polityki międzynarodowej nowy przywódca Stanów Zjednoczonych będzie dla niej bardziej spolegliwym partnerem aniżeli jego republikański rywal. To wówczas naprawdę rozstrzygnie się także, jak dalece Unia będzie zdeterminowana, aby stosować wobec Rosji standardy obowiązujące każde inne cywilizowane państwo. « ‹ 1 › » oceń artykuł
Tłumaczenia w kontekście hasła "burzy mały deszcz" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Z dużej burzy mały deszcz. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
Nowy minister rolnictwa powinien zostać jak najszybciej powołany, bo trzeba podejmować pilne decyzje dot. Wspólnej Polityki Rolnej UE - przekonują w PSL. Zdaniem ludowców premier wstrzymuje się z nominacją, bo mógł otrzymać od służb więcej informacji ws. sytuacji wokół resortu rolnictwa. Premier Donald Tusk zapowiedział w środę przyjęcie dymisji Marka Sawickiego z funkcji ministra rolnictwa i nie wykluczył, że osobiście będzie nadzorował resort. Szef Rady Naczelnej Stronnictwa, europoseł Jarosław Kalinowski zwraca uwagę, że w Brukseli finalizowane są prace nad reformą polityki rolnej, a brak szefa resortu rolnictwa jest w tym kontekście niekorzystny. - Potrzebny jest natychmiast fachowiec, który będzie nie tylko porządkował sprawy wewnątrz resortu, ale zajmie się też bieżącymi kwestiami, które nie mogą być odwlekane - powiedział PAP europoseł. Tusk oświadczył w środę po tym jak zapowiedział przyjęcie dymisji Sawickiego, że nie zamierza się spieszyć w sprawie powołania nowego szefa resortu. Wyjaśnił, że chce wcześniej otrzymać od koalicjanta scenariusz uzdrowienia sytuacji w agencjach działających w sektorze rolnictwa. Z kolei prezes PSL, wicepremier Waldemar Pawlak informował później, że jego ugrupowanie było gotowe do wysunięcia kandydata na nowego ministra rolnictwa i przedstawienia propozycji uporządkowania spraw dotyczących agencji rolniczych. Politycy Stronnictwa zastanawiają się też dlaczego premier odkłada nominację nowego ministra rolnictwa, zwłaszcza, że jeszcze podczas wtorkowego posiedzeniu rządu miał mówić, że nie widzi powodów do jego dymisjonowania. Zdaniem rozmówców PAP powodem może być wiedza, jaką premier otrzymał od służb ws. sytuacji wokół resortu kierowanego przez Marka Sawickiego. - To może znaczyć, że cała sprawa jest poważniejsza niż się wydawało- ocenił polityk z PSL chcący zachować anonimowość. Według niego, - Tusk będzie wykorzystywał tę sytuację jak będzie mógł, żeby odwrócić uwagę od bieżących problemów - podziałów w PO w sprawie in vitro czy wyroku ETS wobec ustawy o grach hazardowych. Również Żelichowski uważa, że środowe wystąpienie premiera sugeruje, że służby dały mu jakąś dodatkową wiedzę, która nie wynika z ujawnionej przez media taśmy. - Nie sądzę, że na bazie tego, co dwóch ludzi mówiło sobie, premier dużego kraju podejmuje decyzje takie, jakie podjął. Czyli ma dostęp do informacji z jakichś innych stron, więc to nas trochę niepokoi - powiedział PAP poseł. W podobnym duchu wypowiadał się w środę wieczorem w TVN24 Pawlak. Wyraził nadzieję, że premier ma "poważną wiedzę i przesłanki", które powodują, że chce nadzorować ministerstwo rolnictwa. Środowa dymisja Sawickiego to pokłosie publikacji "Pulsu Biznesu", który ujawnił rozmowy szefa kółek rolniczych Władysława Serafina z byłym prezesem Agencji Rynku Rolnego Władysławem Łukasikiem na temat możliwych nieprawidłowości w spółkach związanych z Ministerstwem Rolnictwa, w tym w spółce Elewarr (należącej do Agencji Rynku Rolnego). Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
wpaść z deszczu pod rynnę - ze złej sytuacji popaść w jeszcze gorszą, leje jak z cebra - o bardzo intensywnym deszczu, ponury jak chmura gradowa - o kimś w złym nastroju, z wielkiej chmury mały deszcz - coś okazało się mniej poważne niż się na początku wydawało, rosnąć jak grzyby po deszczu - szybko rosnać, pragnąć czegoś jak kania dżdżu - bardzo mocno czegoś chcieć
Mowa oczywiście o ogłoszonej wczoraj przez premiera rekonstrukcji rządu. Zawiedzeni muszą być nie tylko publicyści, którzy na wyścigi konstruowali nowy gabinet, ale przede wszystkim ta całkiem spora część Polaków, która uważała, że Donald Tusk powinien się rozstać ze swoimi najgorszymi ministrami - Bartoszem Arłukowiczem, Sławomirem Nowakiem czy Joanną Muchą. Nic z tych rzeczy. Premier ograniczył się do kosmetyki, chociaż poważniejsze zmiany zapowiedział na połowę roku. Jak rozumiem, to takie zarządzanie przez strach. A niech ministrowie nie znają swojego dnia ani swojej godziny. Awans ministra finansów Jacka Rostowskiego na wicepremiera to tak naprawdę sformalizowanie istniejącego stanu rzeczy. Przy okazji szef rządu dał mały prztyczek w nos swoim koalicjantom. Dwóch wicepremierów automatycznie osłabia pozycję lidera ludowców Janusza Piechocińskiego. A nad roszadami między Kancelarią Premiera a Ministerstwem Spraw Wewnętrznych w ogóle nie warto się rozwodzić, bo dla zwykłego zjadacza chleba nie mają one większego znaczenia. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na tę zapowiedzianą wielką rekonstrukcję. Chociaż wydaje mi się, że dawanie drugiej szansy kilku nieudolnym ministrom to zwykła strata czasu.
Określenie "z dużej chmury mały deszcz" posiada 1 hasło. Znaleziono dodatkowo 1 hasło z powiązanych określeń. Inne określenia o tym samym znaczeniu to drobny deszcz; drobny deszcze; drobny deszczyk; drobny deszczyk; bardzo drobny deszcz; deszcz rozmieniony na drobne; drobniutki, siąpiący deszczyk.
Z wielkiej chmury, mały deszcz. Przez niektórych ogłaszany jako "antykapitalistyczny" Polski Ład okazuje się, jak zwykle w Polsce, jak najbardziej
Eh6nZKB. clv3c4g0dk.pages.dev/17clv3c4g0dk.pages.dev/27clv3c4g0dk.pages.dev/20clv3c4g0dk.pages.dev/29clv3c4g0dk.pages.dev/15clv3c4g0dk.pages.dev/42clv3c4g0dk.pages.dev/2clv3c4g0dk.pages.dev/98
z wielkiej chmury mały deszcz